47 Bieg Piastów – tydzień z narciarstwem biegowym

by Marcin Kalas

Bieg Piastów to największa impreza sportowa w jakiej uczestniczmy. W ciagu tygodnia w Jakuszycach rozgrywanych jest 9 biegów – na zróżnicowanych dystansach i różnymi technikami (od 500-metrowego biegu przedszkolaka do koronnego dystansu 50 kilometrów). Na ten tydzień niewielkie Jakuszyce stają się stolicą polskiego narciarstwa biegowego przyciągając tysiące narciarzy biegowych wraz z ich rodzinami i przyjaciółmi. Ze względu na silną zagraniczną obstawę można powiedzieć, że stają się europejską stolicą narciarstwa biegowego… gdyby nie rozgrywane w tym samym terminie zawody Vasaloppet – największe zawody w narciarstwie biegowym (w tym roku Vasaloppet odbyły się 5 marca). Bieg Piastów nie doczekał się jeszcze ekranizacji Netflix…. ale kto wie. Być może śladami Vasaloppet doczekamy się polskiej wersji „Ur spår„.

Udział w Biegu Piastów planujemy już od zeszłorocznej edycji. W poprzednim sezonie zdecydowaliśmy się przyjechać na cały tydzień i była to bardzo dobra decyzja. Spodobały nam się trasy, klimat Gór Izerskich, społeczność biegaczy a także same zawody. W tym roku również chcemy przyjechać na cały tydzień. Planujemy także wystartować wszyscy razem w biegu rozpoczynającym całą imprezę a więc w Rodzinnej 12 (na tym biegu można startować z wózkami dziecięcymi). Na miejsce noclegowe wybieramy sąsiadujący z Jakuszycami czeski Harrachov. Z Harrachova jest dużo łatwiejszy dojazd do Jakuszyc niż ze Szklarskiej Poręby (nie trzeba jechać krętą trasą, która na dodatek potrafi się zakorkować w przypadku mocniejszego opadu śniegu). Dostępne są też lokalne trasy biegowe – praktycznie z narciarskiego centrum miasteczka. Planowaliśmy także zwiedzić nowe trasy – szczególnie rejony gdzie rozgrywane są zawody ČEZ JIZERSKÁ 50 (pora pomyśleć o nowych miejscach startowych). Na nocleg wybieramy apartament w południowej części miasta – praktycznie obok tras na południowym zboczu Čertovej Hory. Całość przygotowaliśmy na długo przed wyjazdem. Czekały na nas niestety nieplanowane zmiany.

Tydzień przed wyjazdem Nina przynosi do domu infekcje wirusową (prawdopodobnie adenowirus). Infekcji towarzyszy wysoka temperatura oraz wyjątkowo mocne osłabienie organizmu. Gdy w weekend przed naszym wyjazdem objawy nasilają się wiemy, że start w zawodach nie będzie możliwy i będziemy musieli z niego zrezygnować. W dzień zaplanowanej podróży (piątek) zostajemy w domu. Akceptujemy dyspozycje jaką ma cała nasza rodzina – musimy być zdrowi by podróż na narty miała sens. Siły stopniowo wracają i ostatecznie w sobotę decydujemy się pojechać. Rodzinną 12 opuszczamy ale planujemy dwa kolejne starty: Nocną 12 oraz główny bieg na dystansie 50 km. Ostatecznie wyjdzie jeszcze inaczej ale o tym niżej.

W samym Harrachovie wita nas prawdziwa zima. Jeszcze tydzień wcześniej wszędzie było widać trawę a trasy narciarskie były praktycznie nie do użytku. Tymczasem w weekend spada ponad 40 centymetrów śniegu a w tygodniu przychodzi słoneczna i mroźna pogoda, która utrzyma się praktycznie do końca naszego wyjazdu. To była niesamowicie pozytywna niespodzianka. Trafiliśmy chyba w najlepszy tydzień w tym roku.

Nocna 12

Nocna 12 to pierwszy bieg w którym biorę udział. Ściganie się nocą, z czołówkami zawsze robi na na mnie wrażenie i pozostawia ciekawe wspomnienia. Gdybym miał wybrać jeden bieg – oprócz głównego startu – to byłby właśnie ten. Izerskie, czarne niebo na długo pozostaje w pamięci – tak jak wrażenia z samego biegu. Osobiście nie lubię dystansów krótszych niż 20 kilometrów i nie startuje w takich zawodach. Dla Nocnej 12 z przyjemnością robię wyjątek.

Start biegu jest o godzinie 18 a więc niewiele po zachodzie słońca. Na starcie jest jeszcze jasno (sztuczne oświetlenie) jednak szybko wbiega się do lasu i robi się zupełnie ciemno. Pozostają tylko światła latarek i rytmiczny dźwięk kijów wbijanych w śnieg. Niesamowity klimat.

Poniżej nocna 12 w obiektywnie fotografów towarzyszących zawodom. Największe wrażenie robi zdjęcie biegaczy zrobione na odcinku „Samolot”. Źródło zdjęć: Bieg Piastów (profil facebook), zdjęcia wykonane przez Jacka Denekę)

Planowałem pod koniec trasy wyłączyć na chwilę latarkę by delektować się izerskim niebem. Okazało się jednak, że czołówka wyprzedziła mnie w tych zamiarach. Przed samy startem zmieniłem ustawienia latarki i zbyt mocno ustawiłem jej moc. Spowodowało to, że po około 40 minutach latarka zgasła. Nie widziałem zupełnie nic a w trasie utrzymywały mnie jedynie tory. Psychicznie wymagało to sporo wysiłku by utrzymać prędkość i nie obawiać się wjechania do rowu. Ostatecznie jednak zwalniam i zostaje dogoniony przez grupę zawodników. Ustawiam się w połowie grupy gdzie jest wystarczająco światła żeby bezpiecznie pokonać zjazd Dolnym Duktem w kierunku mety.

Na mecie nocnej 12 (źródło: Datasport)

W tym roku ścigaliśmy się na odrobinie dłuższym dystansie – do pokonania było 14 kilometrów (trasa zostałą zmieniona wcześniej ze względu na warunki śniegowe). Zmiana bardzo mi pasowała – po prostu ścigaliśmy się dłużej delektując nocna trasą. Osobiście ucieszyłbym się gdyby bieg został zmieniony na nocne 25 km.

Link do trasy w serwisie Strava: Brubeck Nocna 12

Elapsed Time Moving Time Distance Average Speed Max Speed Elevation Gain Calories Burned
01:01:53
hours
01:01:53
hours
13,82
km
13,40
km/h
31,01
km/h
202,00
meters
840
kcal
🌨 Light snow, -4°C, Feels like -8°C, Humidity 83%, Wind 3m/s from ↙ NNE, Gust 5m/s, Air quality: 💚 Air quality index: 24 Primary pollutant: O3

Bieg 6km stylem klasyczny

Pomysł startu w biegu na 6 kilometrów pojawił się o 3 w nocy w połowie tygodnia. Niedosyt jaki pozostał nam po DNS w sobotniej rodzinnej dwunastce nie dawał nam spokoju. Pomysł startu w piątek na dystansie 6 kilometrów stylem klasycznym spodobał nam się. Rano w nasze plany wtajemniczyliśmy również Ninę. Na bieg nie można było się już zarejestrować przez internet – decydujemy się zapisać w biurze w Jakuszycach i przy okazji przetestować formę na trasie zawodów (próbny start po chorobie). Limit na pokonanie trasy to 2 godziny – chcemy mieć pewność, że bez problemu ukończymy zawody w tym czasie.

Dziewczyny startują mocno – w szczególności Nina. Pogoda jest wymarzona. Tory bardzo dobrze przygotowane, bezchmurne niebo i lekko dodatnia temperatura. Dziewczyny mocnym tempem pokonują całą trasę. Planowałem pokręcić się z Adamem w okolicy i być na mecie i dopingować – niestety nie wiedziałem, że na mecie dziewczyny pojawią się tak szybko. Przyjechaliśmy już tylko na zdjęcia z medalami. Za rok ponownie wystartujmy na tym dystansie.

Nina z czasem 59:36 zajmuje w kategorii „kobiet do lat 18” 33 miejsce. Natomiast Asia wśród „kobiet do lat 30” jest 30 (w sumie to ma miejsce z czasem Niny – biegły razem). W samych zawodach startuje 689 osób. Wynik 59 minut daje odpowiednio 581 i 579 miejsce. Nina była pierwszym rocznikiem, który mógł wystartować w zawodach. Jak na prawie najmłodszego zawodnika (w biegu brały udział jeszcze młodsze dzieci – uwzględniając miesiące) wynik jest bardzo dobry.

Bieg główny – 50 kilometrów stylem klasycznym

50 kilometrów stylem klasyczny to dystans o którym w kontekście narciarstwa biegowego myślę cały rok. Jest to zdecydowanie jeden z najważniejszych startów pod który planuje pozostałe aktywności. To już mój drugi start na tym dystansie – było mi więc zdecydowanie łatwiej.

Start z drugiego sektora. Złapać dobre tempo jest zdecydowanie łatwiej gdy nie trzeba wyprzedzić wielu wolniejszych zawodników

Sama odległość jaką trzeba pokonać na nartach biegowych może wydawać się duża – w szczególności dla osób, które zmierzyły się wcześniej biegowo z dystansem maratońskim. 50 kilometrów to w końcu wystarczający dystans żeby zużyć zapasy glikogenu i doświadczyć zjawiska odcięcia. Jest wystarczająco dużo czasu żeby przeciążone wysiłkiem mięśnie uniemożliwiły sprawne poruszanie się. Jest też czas żeby porządnie zmarznąć czy też po prostu maksymalnie się zmęczyć i pomyśleć o wycofaniu z zawodów. Takie przynajmniej miałem wyobrażenie w zeszłym roku. W rzeczywistości jest dużo łatwiej i myślę, że nie należy się zbytnio przejmować samym dystansem narciarskiego biegu. W trakcie zawodów do pokonania są 4 mocniejsze podbiegi ale jednocześnie są też długie zjazdy, które pozwalają odpocząć. Przy efektywnej technice i poprawnej pracy całym ciałem (odbicie, prowadzenie narty w ślizgu) kilometry pokonuje się dość łatwo. W każdym razie bieg jest dużo łatwiejszy niż może się wydawać.

Z takim nastawieniem podchodziłem do startu w tym roku. Bez większych przygotowań udało mi się poprawić czas z zeszłego roku o 35 minut. Sam byłem zdziwiony tym rezultatem. Warunki w tym roku były wymagające. Pogoda zmieniła się drastycznie dosłownie w nocy przed zawodami. Piątkowe słońce i bezwietrzną przyjemną aurę zastąpiły nisko zawieszone chmury, opad marznącego deszczu i śniegu oraz bardzo mocne podmuchy wiatru. Trasa była dość trudna technicznie. Wiele odcinków – w szczególności na północnych stokach – było oblodzonych a tory były nierówne, rozjeżdżone i wymagające czujności. W innych miejscach świeży opad powodował, że narty wręcz przyklejały się do śniegu i zatrzymywały. Zjazdy w oblodzonych torach wymagały skupienia – w szczególności gdy kończyły się ostrym zakrętem w którym tworzyła się charakterystyczna lodowa rynna wciągająca nieświadomych zjeżdżających.

Trasa oraz profil tegorocznego biegu 50 kilometrów CT. Link do trasy w serwisie Strava.
Elapsed Time Moving Time Distance Average Speed Max Speed Elevation Gain Calories Burned
03:36:06
hours
03:36:06
hours
48,62
km
13,50
km/h
44,37
km/h
783,00
meters
2 233
kcal
☁️ Mostly cloudy, -4°C, Feels like -15°C, Humidity 95%, Wind 10m/s from ↘ WNW, Gust 14m/s, Air quality: 💚 Air quality index: 27 Primary pollutant: O3

Brak obaw związanych z trudnością samych zawodów spowodował, że jechałem dużo pewniej i zdecydowanie odważniej. Na metę dotarłem zupełnie wyczerpany i z mgłą przed oczami – jednak czas z zeszłego roku poprawiam o 35 minut. To sporo. Z tego miejsca urwać cokolwiek będzie już naprawdę cieżko.

Meta (żródło: data sport)

Elementem, który najbardziej zapamiętam z tego biegu jest technika a właściwie jej brak. W trakcie zawodów dwa razy się wywróciłem. Z jednej strony trasy były miejscami oblodzone i wymagające, jednak z drugiej strony wywaliłem się na stosunkowo prostych fragmentach. Pierwsza wywrotka przytrafiła mi się po czterech kilometrach po starcie – na końcu zjazdu Górnym Duktem, gdzieś na wysokości strzelnicy. Ponieważ nie trenowałem na nartach startowych zupełnie nie czułem w nich równowagi. O ile nie było to problemem przy dobry warunkach (takie jakie były w poniedziałek na starcie w nocnej 12), gdy tylko trasa zrobiła się oblodzona i trudniejsza tego wyczucia narty zabrakło. Na jednym z zakrętów narta mocno krawędziuje a ja lecę do przodu. Odruchowo puściłem kije i z rozłożonymi dłońmi w pełni asekurowałem upadek. Niestety wypadł mi telefon i rozsypały się przygotowane na trasę żelki – po wszystko musiałem się cofnąć i straciłem ponad 45 sekund. Czułem także ból i dyskomfort w prawym kolanie i prawym łokciu. Z samego wrażenia odrobinę trzęsły mi się nogi. Przez kilometr cieżko było mi złapać rytm. Wszystkie kolejne zjazdy pokonuję już zdecydowanie bardziej asekuracyjnie – tracąc jednocześnie kolejne sekundy. Drugi upadek przytrafił mi się pod koniec zjazdu z kopalni Stanisław – przed fragmentem Bez Łaski. Jechałem za zawodnikiem z którym mijaliśmy się kilka razy na trasie. Tym razem jestem zmotywowany nie odpuścić na zjeździe. Niestety gdy na jednym z odcinków trzeba ponownie wjechać w tory (tory nie były założone na wcześniejszym odcinku trasy), wjeżdżam z nartami rozstawionymi bardzo szeroko z torem pomiędzy nogami. Wiedziałem, że muszę się zdecydować albo zjechać z toru albo do niego wjechać. Niestety zawahanie powoduje, że tracę równowagę po zakrawędziowaniu narty. Wywracam się. Kolejne 30 sekund stracone. Doganiają mnie zawodnicy, których udało mi się już wcześniej wyprzedzić. Na szczęście nie ma nowych dolegliwości bólowych. Bez poprawienia techniki ciężko będzie poprawić tegoroczny wynik.

Poniżej zdjęcia zamieszczone na oficjalnej stronie Biegu Piastów. Robienie zdjęć przy takiej pogodzie wymagało na pewno ciepłych ubrań. Dziękujęmy. Źródło zdjęć: Bieg Piastów.

Ostatecznie na metę dojeżdżam z czasem 3:35:44 na 283 miejscu Open. Z czasu oraz miejsca jestem zadowolony. Pojawia się jednak apetyt by spróbować zejść poniżej 3:15 i zbliżyć się do pierwszej setki zawodników. Trzeba będzie mocno potrenować a także skupić się na samych nartach i smarowaniu przed zawodami. Do tego startu narty posmarowałem jedynie parafiną. Biorąc pod uwagę jak innym jechały narty zdecydowanie można coś tutaj poprawić.

Poza Zawodami

Oprócz zawodów staraliśmy się jak najwięcej wycisnąć narciarsko z dostępnych tras. Pogoda była wyśmienita i codziennie mogliśmy spędzać wiele godzin na trasach. Nie wszystkie miejsca udało się zobaczyć – poniżej kilka tras na których jeździliśmy.

Szybka tura wokół skoczni w Harrachovie

Z Harrachova dostępnych jest wiele tras skiturowych. Trasy są łatwe i nie wymagają specjalnego przygotowania lub planowania. Poniżej przykład szybkiej tury wokół nieczynnych skoczni w Harrachovie. Jest to dobra opcja gdy mamy czas tylko rano i na śniadanie chcemy być już z powrotem.

Trasa skiturowa wokół skoczni narciarskich. Bardzo dobra opcja na dwugodzinny rozruch w godzinach porannych. Link do aktywności w serwisie Strava: wokół skoczni narciarskich

Start z punktu L (w południowej części miasta). Początkowo idziemy trasami biegowymi w kierunku tras zjazdowych. Odcinek ten zajmuje około 30 minut. Dochodzimy do niebieskiej trasy zjazdowej, skręcamy w prawo i następnie lewą stroną stoku idziemy na szczyt Certovej Hory (po kilkuset metrach rośnie gradient a trasa na mapie oznaczona jest jako czerwona). Trzeba uważać na pracujące rano ratraki (ratraki pracują z linami – przez stok trzeba przechodzić szybko). Ja podchodziłem lewą stroną stoku – około godziny 6:30 rano ratraki pracowały już z prawej strony stoku. Kilkakrotnie rozmawiałem w trakcie podejścia z obsługą stacji – nikt nie zwracał mi uwagi na podchodzenie stokiem. Nie zauważyłem także zakazu podchodzenia trasą zjazdową.

Kierujemy się w stronę czarnej trasy zjazdowej. W tym roku trasa ta była nieczynna i nieratrakowana. Po świeżym opadzie śniegu zjazd był prawdziwą przyjemnością. Zakładałem pierwszy ślad jadąc praktycznie w samym puchu. Gdy mamy więcej czasu można się pokusić o ponowne podejście czarną trasą i jeszcze jeden zjazd (czasami tak robiłem). Po zjeździe czarną trasą – zaraz przed dolną stacją wyciągów – skręcamy w lewo i leśną drogą kierujemy się w kierunku skoczni. Przy samych skoczniach skręcamy w lewo i wzdłuż skoczni mamuciej kierujmy się ponownie na szczyt Certovej Hory. Momentami ścieżka prowadzi wzdłuż metalowych schodów. Akurat był tam śnieg… ale w inne dni konieczne byłoby odpięcie nart. Na końcu ścieżki dochodzimy do trasy niebieskiej z prawej strony ośrodka. Możemy iść na szczyt albo wrócić do punktu startowego L. Cała tura zajmuje mniej więcej dwie godziny. Bardzo dobra opcja na rozpoczęcie dnia (można też skorzystać z tego że na trasach narciarskich nie ma jeszcze nikogo).

Certova Hora i dolina Mumlavy – trasy narciarskie po czeskiej stronie

Zaletą noclegu w Harrachovie jest bliskość narciarskich tras biegowych, które zaczynają się praktycznie w centrum miejscowości. Dla nas najbardziej dostępne były trasy na południowym zboczu Certovej Hory (po drugiej stronie zbocza ze skoczniami narciarskimi i trasami zjazdowymi). Na te trasy mogliśmy wyjść na nartach bezpośrednio z terenu osiedla na którym mieszkaliśmy. Gdy na narty trzeba spakować całą rodzinę łącznie z wózkiem, możliwość taka ma duże znaczenie. Naszym punktem startowym było miejsce oznaczone na mapach literką L. Z tego punktu można było sobie wybrać zarówno proste jak i dłuższe i trudniejsze wycieczki.

Pierwsza opcją był zjazd doliną Mumlavy, który polecamy wszystkim. Startujemy z punku L i idziemy w górę Certovej Hory (można wybrać różne warianty). Następnie zjeżdżamy w dół w kierunku tras zjazdowych. Przed samymi trasami zjazdowymi skręcamy mocno w lewo i wzdłuż lewego brzegu Mumlavy wracamy do punktu L. Trasa malownicza a wrażenia wizualne potęguje szum wody. My zrobiliśmy małą pętlę pierwszego dnia. Polecamy na rozruszanie się i nabranie apetytu na dłuższe wycieczki.

Zjazd doliną Mumlawy. Link do trasy w serwisie Strava: wariant dłuższy i wariant krótki

W połowie tygodnia jedziemy natomiast na szczyt Certovej Hory. Ponownie startujemy z punktu L a następnie drogami o przyjemnym nachyleniu dochodzimy praktycznie na sam szczyt góry. Brakuje nam ostatnich 100 metrów, które biegną trasą narciarstwa zjazdowego. Na ten fragment już się nie decydujemy (po trasie jeździły już wtedy ratraki). Zjazd jest niesamowicie przyjemny – bez trudnych fragmentów. Poniżej krótkie video ze zjazdu tą trasą

Certova Hora: trasa wycieczki oraz profil wysokościowy trasy. Link do trasy w serwisie strava: Certova Hora

Jakuszyce

W Jakuszycach delektowaliśmy się wszystkimi trasami na które mieliśmy czas i siłę. Najbardziej widowiskowy był odcinek „samolot” na którym udało nam się uchwycić zjawisko koniunkcji Jowisza i Wenus. Rewelacja.

Samolot co roku zaskakuje nas niezwykłymi zdjęciami. W tym roku towarzyszyło nam zjawisko koniunkcji. Jaśniejszy punkt to Wenus, świecący nieco słabszym światłem to Jowisz

Epilog

Wyjazd był bardzo udany i na długo naładował nasze akumulatory. Niepokojące są natomiast informacje dotyczące inwestycji, jakie planowane są w bliskim otoczeniu biegowych tras narciarskich. W szczególności budowa ogromnego ośrodka narciarskiego i apartamentowców na terenie byłej kopalni kwarcu Stanisław. W sporządzanym na wniosek inwestora planie zagospodarowania przestrzennego, na tą inwestycje przeznaczone jest 40.000 metrów kwadratowych. Pod zabudowę zostanie przeznaczone 25.000 metrów kwadratowych (dopuszczone budynki o wysokości 15 metrów – z dominantami o wysokości 4 metrów). Nawet ciężko sobie wyobrazić tak wielką inwestycję w tym miejscu (6-piętrowe apartamentowce/hotele a przy kreatywnym podejściu inwestora być może nawet 11-piętrowe budynki). Nie mówiąc już o ruchu samochodów i pieszych na trasach jakie to wygeneruje. Ile tras narciarskich zostanie bezpowrotnie straconych – cieżko nawet powiedzieć. Na pewno trasa do kopalni i wokół osiedla Huty. Do nowej inwestycji będą musiały dojechać przecież tysiące aut dziennie (osobowych/ciężarowych/budowlanych).

Generalnie trzeba korzystać z tego co teraz oferują jeszcze Jakuszyce – ten klimat najprawdopodobniej zniknie przytłoczony inwestycjami, które powstały/powstaną w ciągu najbliższych kilku lat. Nawet oddany w tym roku do użytku hotel DCS (Dolnośląśkie Centrum Sportu) nie trafia w potrzeby narciarzy biegowy i powoduje degradację atrakcyjności tych okolic pod kątem narciarstwa biegowego (w amatorskiej jak i wyczynowej odsłonie). Bieg Piastów prawdopodobnie wytrzyma konkurencję tych inwestycji jednak klimat zostanie stracony bezpowrotnie gdy 50 kilometrów będzie trzeba improwizować na trasach, które narciarzom jeszcze pozostaną do dyspozycji. Szkoda.

You may also like

Leave a Comment