14 Bieg Trzech Kopców

by Marcin Kalas

Po dwuletniej przerwie w startach nie mogłem sobie wymarzyć lepszego powrotu do udziału w dużych imprezach sportowych. W efekcie ograniczeń sanitarnych, większość zawodów została odwołana a planowanie jakichkolwiek startów praktycznie nie miało sensu. Ostatnimi zawodami w których wystartowałem był maraton w Berlinie. Miał to być ostatni start w 2019 roku – nie spodziewałem się jednak, że będzie to początek prawie dwuletniej przerwy w startach. Z perspektywy czasu myślę, że przerwa w uczestnictwie w imprezach sportowych dobrze mi zrobiła. Tak jak wiele innych aktywnych sportowo osób miałem czas żeby odkryć bardziej „romantyczną” stronę sportu. Odłożyć na bok cyferki a wybiegania mierzyć poziomem wyciszenia a nie przez training suffer score. W miejsce nieznośnych interwałów, pojawił się trening na „wschód słońca”.

Start 14 Biegu Trzech Kopców. Na pierwszym planie Kopiec Kraka – w tle dynamicznie rozwijające się Zabłocie. Źródło: https://www.facebook.com/CracoviaMaraton

Sytuacja zmieniła się jednak pod koniec lata. Organizatorzy w końcu poczuli się pewnie w organizacji dużych sportowych imprez – w nowym reżimie sanitarnym. Okazało się, że na mój powrót do zawodów biegowych szykuje się prawdziwa perełka – krakowski 14 Bieg Trzech Kopców. Gdybym mógł wystartować tylko raz w roku to wybrałbym właśnie te zawody. Jest to jedyny bieg miejski, którego znaczna część przebiega nieutwardzonymi nawierzchniami a suma przewyższeń wynosi prawie 200m. Jednocześnie po drodze mija się najbardziej charakterystyczne miejsca Krakowa: trzy krakowskie kopce (Kraka, Kościuszki i Piłsudskiego), Wawel, bulwary wiślane, Rynek Podgórski, Salwator. Jeżeli poznawać Kraków na biegowo – to właśnie w trakcie tych zawodów i na tej trasie. Do kompletu atrakcji brakuje właściwie tylko Kopca Wandy i pętli po dziedzińcu Wawelu. W trakcie 12-kilometrowej trasy na początku biegniemy przez ścisłe centrum miasta by po chwili znaleźć się w Lesie Wolskim – daleko od wielkomiejskiego zgiełku i szumu. A wszystko to w odstępie praktycznie dwudziestu minut. To cenne odkrycie dla kogoś kto szuka nowych tras na wybiegania.

Miejski Bieg Górski

Wydawać by się mogło, że leżący w dolinie Wisły Kraków nie jest lokalizacją w której można organizować mistrzostwa w biegu górskim. W bliskim otoczeniu znajdują się świetne miejscówki – chociażby Wyżyna Krakowsko-Częstochowska znana z organizacji półmaratonu jurajskiego. Jednak bieg górski w centrum Krakowa? A tutaj niespodzianka – zaledwie 10 minut od centrum jest Wzgórze Świętej Bronisławy oraz położony w zachodniej części miasta Las Wolski. Miejsca te pozwalają na organizację biegu, który z sumą przewyższeń 200m jest klasyfikowany jako bieg górski w konwencji anglosaskiej (a więc trochę pod górę i z górki).

Start jest zlokalizowany u podnóża Kopca Kraka. W tym roku trafiła się wyjątkowo dobra pogoda: było ciepło, słonecznie, niebo bezchmurne, praktycznie bezwietrznie. Temperatura w okolicach 15 stopni. Start był jak zwykle trochę nerwowy – początek trasy to zbieg szutrową drogą. Z jednej strony sporo osób przeciska się do przodu – z drugiej strony cześć osób zbiega bardzo zachowawczo i powoli. Trzeba uważać a najlepiej ustawić się jak najbliżej startu – wtedy można polecieć maksymalnie. W tym roku ustawiłem się trochę dalej od linii startu i nie mogłem się przebić do przodu. Wspaniała atmosfera biegu łagodziła jednak te drobne początkowe trudności. Pierwszą część trasy planowałem pokonać równym tempem 4:30. Ostatecznie wychodzi trochę wolniej jednak łapie rytm, który udaje się mi utrzymać do mety.

Podbieg pod wzgórze Św. Bronisławy idzie mi bez problemów – w okolicach Kopca Kościuszki czekają na mnie moi najwierniejsi kibice. Już z daleka udaje mi się wypatrzyć Asię z dzieciakami. Przybijamy „piątkę”. Dla mnie to mocny zastrzyk energii.

Zaczyna się najciekawsza cześć trasy – las wolski i kilka mocniejszych podbiegów. Na trasie czuję się bardzo dobrze – to moje treningowe okolice i mógłbym tutaj biegać z praktycznie zamkniętymi oczami. Trzymam tempo z początku wyścigu i od punktu kontrolnego w połowie biegu wyprzedzam 30 osób. Na tym fragmencie trasy nie daję się wyprzedzić nikomu… gdyby jeszcze początek udało się pobiec trochę mocniej:). Ostatecznie na metę wpadam z czasem 1:03:14. O 3 minuty wolniej niż w 12 edycji. Na takim dystansie to spora różnica. Miejsce w pierwszych 19% zawodników (262 miejsce na 2048 startujących). Wynik przyzwoity i zbliżony do poziomu wytrenowania. Dla odmiany w zawodach kolarskich nigdy nawet nie zbliżyłem się do pierwszych 20% stawki – i to pomimo znacznie większego wysiłku i przygotowań treningowych:). Nie jest to bynajmniej efekt treningu lecz samego charakteru zawodów. Powyżej 20 miejsca nie ma już rywalizacji a sam bieg to dobra zabawa dla wszystkich. Na imprezach kolarskich nawet w okolicach 50 miejsca spotykałem osoby, które sprawiały wrażenie jakby celowały co najmniej w miejsce na pudle. Prób wejścia (i sama decyzja o starcie w zawodach) jest też troszeczkę wyżej ze względu na sprzęt i strach przed dystansem/poziomem trudności. W efekcie na zawodach kolarskich do mety dojeżdżam za połową zawodników. Bieganie jest przyjemniejsze:)

Zestawienie wyników z 3 edycji B3K w których startowałem. Start w tym roku wypadł zdecydowanie najsłabiej w porównaniu do wcześniejszych edycji – przy takim samym poziomie wysiłku. Być może to starość ale bardziej obstawiam zbyt dużą ilość słodyczy i brak regularnych, mocniejszych akcentów treningowych.

You may also like

Leave a Comment